Drodzy Czytelnicy!
Czasem zdarza się tak, że trzeba odpowiedzieć jednej osobie, przedstawiając temat szerszej publiczności.
Szczególnie, gdy jest się OSKARŻONYM O ANTYSEMITYZM.
Tak właśnie jest w przypadku pana Rafała, który zarzucił mi antysemityzm, pisząc: "W czasie wojny Żydzi mieli jeden cel - przetrwać, przeżyć i nie mieli szans na jakiekolwiek angażowanie się w politykę, tym bardziej w kwestię zamachu na generała Sikorskiego. Przypisywanie Żydom choćby potencjalnego przyczynienia się do śmierci Sikorskiego to przejaw skrajnego i raniącego ofiary hitlerowskiej eksterminacji antysemityzmu."
Panie Rafale, zacznę od tego, że nie kwestionuję ogromu nieszczęść, jakie dotknęły Żydów w okresie II wojny światowej. Istotnie, Żydzi byli eksterminowani wszędzie tam, gdzie sięgała ręka Niemców. We wszystkich podbitych przez Niemców krajach Europy, od Grecji po Norwegię i od wybrzeży Atlantyku po tereny zajęte przez Niemców na wschodzie - w Polsce czy na podbitych ziemiach ZSRR, eksterminacja Żydów była faktem niepodważalnym i, tu zgodzę się z Panem, w odniesieniu do tej części narodu żydowskiego Pańskie słowa są prawdziwe. Ale tylko w odniesieniu do tej części.
Pragnę przypomnieć Panu, że niemiecka eksterminacja nie dotknęła znacznie liczebniejszej diaspory żydowskiej mieszkającej w Stanach Zjednoczonych (a właściwe w obu Amerykach), w Hiszpanii, Portugalii, Szwecji, Szwajcarii czy wreszcie na ziemiach historycznego państwa Izrael albo w krajach wchodzących w skład Wspólnoty Brytyjskiej. Oczywiście w większości tych pozaeuropejskich państw Żydzi podejmowali przeróżne inicjatywy polityczne mające na celu zatrzymanie eksterminacji Żydów lub nawet, na własną rękę, próbowali organizować mniejszą czy większą "wywózkę Żydów z Europy", jednakże ani przez moment nie tracili z oczu celu dla nich równie istotnego, o ile nawet dla nich nie ważniejszego, jakim było doprowadzenie do powstania Państwa Izrael.
Myślę, że znając historię narodu żydowskiego i okoliczności powstania Izraela nie zaprzeczy Pan, że od początku XX wieku trwała "emigracja" Żydów na tereny między Syrią a Egiptem, szczególnie obejmująca tereny znanej ze Starego Testamentu Ziemi Obiecanej, w tym miejscowości opisywanych czy wskazywanych przez chrześcijańskie Ewangelie. Powstały wówczas organizacje takie jak Żydowski Fundusz Narodowy, który za pieniądze ze zbiórek i darowizn od bogatej amerykańskiej finansjery skupował ziemię w Palestynie, aby prowadzić na nich żydowskie osadnictwo (tak zwane kibuce) oraz pozyskiwał chętnych do wyjazdu "do Izraela". Także w okresie końca I wojny światowej należy szukać korzeni takich organizacji jak HAGANA (rok założenia 1920), która wpierw była organizacją samoobrony Żydów przeciw prześladowaniom ze strony arabskiej większości, w latach 30-tych rozszerzyła działalność o organizację nielegalnej (i tolerowanej przez Brytyjczyków) imigracji żydowskiej do Palestyny. W latach II wojny HAGANA wzbogaciła zakres usług o zaciąg i szkolenie ochotników z całego świata do powstających na terenie Palestyny żydowskich jednostek wojskowych, które miały zasilić czy wesprzeć wojska brytyjskie prowadzące walkę z Niemcami i Włochami w Afryce Północnej a po II wojnie stała się trzonem armii Państwa Izrael.
Takie są fakty, panie Rafale i proszę nie ograniczać kwestii żydowskiej w okresie II wojny światowej wyłącznie do prowadzonej przez Niemców eksterminacji Żydów.
Napisał Pan także, że "nie mam prawa wskazywać na Żydów jako możliwych organizatorów zamachu na generała Sikorskiego, stawiając ich na równi ze zbrodniarzem Stalinem", gdyż i to, w Pańskiej ocenie, jest przejawem mojego antysemityzmu.
Panie Rafale, analizując w książce, kto mógłby stać za zamachem na Sikorskiego, postąpiłem jak detektyw kryminalny, zestawiający udokumentowane motywy z listą "potencjalnych podejrzanych". Skoro mieli motyw, to czy byłoby uczciwe nie ująć ich na liście potencjalnych podejrzanych? Nieprzypadkowo wskazałem wyżej na HAGANĘ - to była wprawdzie jedna z wielu, ale na "polskim obszarze działania" najważniejsza organizacja, która zajmowała się nielegalnym szmuglem do żydowskich osiedli w Palestynie tak ludzi jak i broni. Przejęła pałeczkę od swojej starszej siostry - organizacji BEJTAR, z którą polski wywiad współpracował jeszcze przed wojną. Tak na marginesie - dokumenty dotyczące tej współpracy znalazły się w archiwum amerykańskiego wywiadu (OSS - Office of Strategic Studies). W chaosie pierwszych wrześniowych dni 1939 roku nikt nie pomyślał, by zniszczyć akta wywiadu znajdujące się w Bydgoszczy. Tam, niemalże nienaruszone, znaleźli je Niemcy. Przewieźli do Berlina, potem ukryli pod Stuttgartem, gdzie w 1947 roku odnaleźli je amerykańscy żołnierze i wywieźli za ocean. I to właśnie z ich opracowań wiadomo, że najpierw polski wywiad szmuglował broń dla BEJTARU, potem - dla HAGANY. I to właśnie HAGANA współpracowała w tej materii z wieloma polskimi oficerami wywiadu w trakcie wojny. Żydzi tego nie kryją - ba, opisują to dokładnie. Są dumni, że dzięki temu BAJTAR i HAGANA przyczyniły się do powstania Państwa Izrael!
I to ma, w tym przypadku, kolosalne znaczenie, albowiem po klęsce wrześniowej większość oficerów polskiego wywiadu znalazła się na ziemiach brytyjskiego imperium, rezydując od Iranu po Gibraltar (w samej Wielkiej Brytanii była to nieznaczna grupka). Także w Palestynie. Ci polscy oficerowie byli dokładnie tak samo jak Żydzi z HAGANY zainteresowani tym, by Sikorski nie zatrzymał dezercji polskich żołnierzy-Żydów z armii Andersa do Palestyny - HAGANA dostawała ludzi twardych (przeszli sowiecką niewolę i przetrwali - sztuka, która nie udała się bardzo, bardzo wielu), wyszkolonych w walce i posługiwaniu się różnoraką bronią, zdyscyplinowanych i uzbrojonych. HAGANA płaciła za każdego takiego żołnierza, i to dość sowicie. Nie wiem, czy było to całkowicie przypadkowe, ale Brytyjczycy wytyczyli plan transportowy dla Wojska Polskiego z Iranu do Egiptu właśnie przez Palestynę - to dawało HAGANIE niepowtarzalną wręcz okazję pozyskania z polskiej armii dużej liczby żołnierzy-Żydów w bezpośredniej bliskości żydowskich osiedli w Palestynie. Tam mogli się bezpiecznie ukryć przed poszukiwaniami, gdyby były.
Podsumowując: po jednej stronie byli Żydzi z organizacji HAGANA, dysponujący znacznymi funduszami na pozyskiwanie Żydów-osadników i bojowników niezbędnych do przyszłej walki o utworzenie na terenie Palestyny żydowskiego państwa, Izraela. Po drugiej stronie byli oficerowie polskiego wywiadu (i, być może nie tylko oni), gotowi za odpowiednim wynagrodzeniem przymknąć oko na dezercje polskich żołnierzy-Żydów i nawet wesprzeć ich w dotarciu do wyznaczonego kibucu czy jakiejś miejscowości. Ludzi razem z ich wyposażeniem i bronią. Porozumienie się ludzi mających wspólne, czy może zazębiające się  interesy było tylko kwestią czasu.
A teraz, panie Rafale, niech Pan postawi się na miejscu Sikorskiego. Może wiele się o tym nie mówi, ale także i te dezercje były powodem inspekcji, jaką Naczelny Wódz przeprowadził w armii Andersa. Wystarczy popatrzeć na liczby. Z ZSRR do Iranu wyszło ponad 130 tysięcy Polaków, w tym około 77 tysięcy żołnierzy. W Palestynie żołnierzy było już tylko ok. 60 tys. Polskie wojsko nie brało wówczas udziału w walkach, zatem straty bojowe nie wchodziły w grę; coraz więcej było natomiast "zaginięć". Tyle, że dziwnym trafem, większość owych zaginięć, ba, niemalże wszystkie dotyczyły żołnierzy narodowości żydowskiej. Nie dziwię się Sikorskiemu, że się całkiem po ludzku wściekł i nosił się z zamiarem zdymisjonowania, po powrocie do Londynu, generała Andersa i podległych mu dowódców wyższych stopni za brak przeciwdziałania temu dezercyjnemu procederowi, który wyglądał na zorganizowaną akcję! I to było realne zagrożenie tak dla Żydów z HAGANY jak i dla Polaków, którzy na tym interesie zarabiali! Motyw zatem był.
Ale czy sam motyw jest wystarczający, aby orzec o czyjejś winie? Oczywiście nie i dlatego ja także wyroku nie wydaję, nie osądzam. Proszę zatem, aby Pan zauważył, że wprawdzie kręgi żydowskie zostały przeze mnie wskazane jako jedna z posiadających motyw opcji, jednakże nie jedyna. Równie ważne, może i ważniejsze motywy jak i możliwości posiadali inni potencjalni sprawcy.
Stalin. Chciał włączyć Kresy Wschodnie przedwojennej Rzeczypospolitej do ZSRR - Churchill obiecał mu zarówno granicę z Polską opartą o linię Curzona jak i to, że powojenna Polska będzie znajdować się w strefie sowieckich wpływów w Europie. Sikorski nawet nie dopuszczał możliwości zawarcia takiego porozumienia ze Stalinem - domagał się od Churchilla i Roosevelta, aby publicznie gwarantowali dotrzymanie przez ZSRR wobec Polski dotrzymanie postanowień pierwszych trzech punktów Karty Atlantyckiej, która miała gwarantować niezmienność granic i faktyczną polityczną niepodległość. Ludobójstwo, czystki etniczne (wywózki Polaków na Syberię), zbrodnie wojenne (wymordowanie tysięcy polskich oficerów, którzy znaleźli się w sowieckiej niewoli we wrześniu 1939 roku) - to także były punkty zapalne w dwustronnych polsko-sowieckich relacjach. Do tego należy dodać decyzję Stalina o utworzeniu w Moskwie Związku Patriotów Polskich, coś jakby zalążka przyszłej prosowieckiej władzy dla Polski i "ludowego" Wojska Polskiego z Berlingiem na czele (Sikorski oskarżał go wręcz o zdradę i chciał zorganizować zaoczny proces w trybie wojennym). Motywów było zatem sporo. A możliwości? Jakże przedziwnym trafem, gdy Sikorski przebywał w Gibraltarze, był tam również były sowiecki ambasador w Londynie Iwan Majski, wówczas 1-szy zastępca szefa NKWD Ławrientija Berii, w asyście bardzo silnego oddziału ochrony KGB.
Sprawę gmatwa jeszcze kwestia Międzynarodówki Komunistycznej. Już jesienią 1942 roku kierownictwo PPR apeluje do Moskwy o „zgodę na uporządkowanie spraw w Warszawie i ograniczenie zdolności bojowych Armii Krajowej”. Georgii Dymitrow nie daje na to zgody, Stalin jeszcze słucha woli przewodniczącego Kominternu. Tyle, że kolejnych kilka miesięcy zmienia sytuację. Klęska w Stalingradzie oraz kapitulacja Afrikakorps to utrata ponad 1,8 miliona doskonale wyszkolonych żołnierzy. Niemcy nie maja szans na uzupełnienie takich strat. Stalin o tym wie, dlatego Mołotow będzie w Kirowogradzie (tak - w marcu i czerwcu 1943 roku Mołotow spotkał się w Kirowogradzie z Ribbentropem) twardy. Nie ustąpi. Polska ma należeć do Stalina i wiosną 1943 roku jest on już pewien, że tak się stanie. Niezależnie od tego, czy będzie walczyć z Niemcami sam, czy wraz z Anglikami i Amerykanami, ba, nawet gdyby Polacy porozumieli się z Niemcami i AK włączyłaby się do walk przeciw Sowietom i tak osiągnie swoje.
Póki co Stalin daje wyraźny sygnał, kto jest panem - sowiecka partyzantka otrzymuje rozkaz wspierania ukraińskich bojówkarzy z OUN, którzy od przełomu 1942 i 1943 roku rozpoczęli czystkę etniczną, która późną wiosną przerodziła się w Rzeź Wołyńską...
Ale jest też coś, co może świadczyć przeciwnie.
Otóż jedynym, który przeżył katastrofę gibraltarską był czeski pilot Eduard Prchal. Po wojnie wrócił do Czechosłowacji. Ale w 1947 roku dostał informację, że sowieckie NKWD oraz czeska służba bezpieczeństwa prowadzą śledztwo w sprawie katastrofy w Gibraltarze. Niemalże natychmiast zbiegł, najpierw do Wielkiej Brytanii, potem do USA.
NKWD było zawsze mieczem władcy Kremla. Jeśli prowadzone było śledztwo w sprawie katastrofy w Gibraltarze, to tylko z rozkazu Stalina. Skoro zaś sam Stalin uznał, że śmierć Sikorskiego szkodziła interesom Związku Sowieckiego, to jest jakby „dowód przez zaprzeczenie tezie o udziale NKWD w tym zdarzeniu”.
Churchill. Ponoć wiosną 1943 roku Sikorski zaczął stawiać mu niewygodne pytanie: jak to się stało, że zgodnie z udzielonymi Polsce gwarancjami Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom (no może jedynie złożyła notę-ultimatum, że jeśli Niemcy nie zaprzestaną działań wojennych przeciw Polsce, Wielka Brytania uzna, iż znajduje się w stanie wojny z Rzeszą Niemiecką) a nie rozciągnęła owego stanu wojny na drugiego wobec Polski agresora, jakim była Sowiecka Rosja? Do tego Sikorski domagał się od Churchilla gwarancji, że Wielka Brytania nie podpisze jakiegokolwiek dokumentu naruszającego kształt przedwojennej polskiej granicy ze Związkiem Radzieckim. Wprawdzie pod naciskiem Churchilla Sikorski wycofał z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wniosek o przeprowadzenie międzynarodowego śledztwa w sprawie mordu na polskich oficerach w Katyniu, ale Rzesza Niemiecka złożyła taki sam wniosek i doprowadziła do tego, że przedstawiciele MCK pojawili się w Katyniu, stając się świadkami dochodzenia technicznie prowadzonego przez Wehrmacht-Untersuchungsstelle czyli niemiecką prokuraturę wojskową. Doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych między Polską a ZSRR sam zaś Churchill stanął przed trudnym wyborem - poprzeć Polskę jako lojalnego sojusznika czy być "wiernym" złożonej Stalinowi obietnicy, że dostanie ziemie polskie aż po linię Curzona a Polska i inne kraje Europy Środkowej będą w strefie sowieckich wpływów? Churchill zdawał sobie sprawę, że gdyby Stalin porozumiał się z Hitlerem lub tylko przeszedł do walk pozycyjnych (co i tak stało się faktem w tych zimowo-wiosennych miesiącach 1943 roku), to bezpieczeństwo Anglii będzie zagrożone. Motywy, i to bardzo poważne, były. A możliwości? Jakoś w zbieg okoliczności nie wierzę, ale bardzo dziwnym trafem w Gibraltarze był akurat (na ćwiczeniach) jeden z najlepszych angielskich płetwonurków - dywersantów komandor Lionel Crabb, agent Mi6 specjalizujący się w akcjach dywersyjnych i sabotażowych. I, co równie zastanawiające, jego akta osobowe oraz wyniki śledztwa dotyczącego śmierci Crabba w tzw. "niewyjaśnionych okolicznościach" zostały utajnione przez Brytyjczyków do 2057 roku...
Jest coś, co łączy Stalina i Churchilla. Kim Philby. Brytyjski agent służb specjalnych pracujący także dla Moskwy. człowiek, który otrzymał do Special Operations Executive czyli brytyjskiego Zarządu Operacji Specjalnych staranne wykształcenie w zakresie prowadzenia dywersji i sabotażu. Ba, nawet przez jakiś czas sam był wykładowcą tych zagadnień. Od września 1941 roku rezydował głównie w Gibraltarze, prowadząc tajne działania na terenie Hiszpanii, Portugalii, w Afryce Północnej a nawet we Włoszech.
Co ciekawe, podczas tych akcji towarzyszyli mu często Ian Fleming (twórca postaci Jamesa Bonda), który miał w połowie kwietnia 1945 r. przedostać się do siedziby Himmlera w Hochenlychen i tam zaproponować szefowi SS wolność i nietykalność w zamian za złoto SS czy Hugh Trevor-Rooper (późniejszy lord Dacre of Glanton), człowiek, który w kwietniu 1945 roku przedarł się potajemnie do Berlina, by podjąć negocjacje z Martinem Bormannem (bezpieczne życie w Anglii w zamian za złoto NSDAP znajdujące się w Szwajcarii). Himmler miał odmówić wprost, zatem Churchill zdecydował się na ujawnienie wysłanej przez Himmlera (za zgodą Hitlera) propozycji zawarcia separatystycznego pokoju, dzięki czemu Hitler mógł spokojnie odsunąć Himmlera w cień (a potem obaj zwiali). Co do Bormanna... Pracował dla Stalina. Są dwie "europejskie" wersje  jego śmierci (berlińskiej nie liczę, tam raczej podłożono fałszywe dowody). Otóż miał się porozumieć z Churchillem i oddać mu zasoby NSDAP a zmarł ponoć w połowie lat 70-tych gdzieś w okolicach Wimbledonu. Ale jest także sowiecki trop - ponoć prawdziwy Bormann zmarł w 1978 roku w podmoskiewskiej wsi Lermontowo i tam został pochowany. A fragmenty jego czaszki i jakieś drobiazgi osobiste trafiły do Getyngi, gdzie kilka miesięcy później prowadzono badania DNA zgodności szczątek ofiary znalezionej na berlińskiej Invalidenstraße z DNA dzieci Bormanna...
Piszę o tej sprawie dlatego, gdyż właśnie Trevor-Rooper miał być brytyjskim oficerem, który tuż po kapitulacji Berlina pojawił się w obiektach Urzędu Kancelarii Rzeszy i w jednym z lejów "odnalazł" szczątki Adolfa Hitlera i Evy Braun. Ploteczki mówią, że ponoć na początku lat 50-tych chciał przeredagować swoją książkę "Ostatnie dni Hitlera" i ujawnić prawdę (dziś i tak wiemy, że nie znaleziono tam ciała Hitlera tylko jego sobowtórów; jednego, Gustawa Vellera w budynku Kancelarii Rzeszy a drugiego, nadpalonego, zakopanego w ogrodzie Kancelarii ), ale dostał od Churchilla propozycję - tytuł lorda (czytaj - dożywotnie i dziedziczne apanaże z budżetu Królestwa) w zamian za pozostawienie wersji o śmierci Hitlera bez zmian...
Ta trójka, Philby + Trevor-Rooper + Fleming mogła przeprowadzić każdą operację sabotażowo-dywersyjną.
Roosevelt. Wcale nie była mu na rękę wizja, że skłócony z Churchillem i Stalinem generał Sikorski przeniesie oficjalnie siedzibę polskich władz państwowych z Londynu do Nowego Jorku i zacznie domagać się reakcji Stanów Zjednoczonych na wspólne sowiecko-brytyjskie matactwa. Niemcy zdążyli już bowiem odkryć masowe groby polskich oficerów w Katyniu i Charkowie; lista ofiar stalinowskich siepaczy rosła w tysiące nazwisk, zatem pytanie o powód współpracy USA i Wielkiej Brytanii ze współdziałającym z Hitlerem współagresorem wobec Polski we wrześniu 1939 roku a do tego winnym masowych mordów na polskich oficerach Stalinem mogło wstrząsnąć Ameryką i pozycją samego Roosevelta! Oczywiście nie obyłoby się bez żądania gwarancji dotrzymania postanowień Karty Atlantyckiej, a tego, bez wojny z Sowietami, Roosevelt zagwarantować nie mógł. Tylko jaki interes miały Stany Zjednoczone we wszczynaniu wojny z ZSRR o Polskę? Do tego działo się to w obliczu sowiecko-niemieckich negocjacji, które wprawdzie nie doprowadziły do zawarcia porozumienia w Kirowogradzie (o tym szerzej w innym komentarzu), ale zawsze mogły zostać wznowione? Przecież zawarcie pokoju między ZSRR a Rzeszą Niemiecką i wspólna inwazja na Wyspy Brytyjskie byłyby katastrofą dla amerykańskich interesów w Europie! Roosevelt też miał ważne motywy działania i stale stacjonujący w Gibraltarze kontyngent US Army, ze szpiegami, dywersantami i komandosami do dyspozycji.
Polscy oficerowie z londyńskiego kręgu Piłsudczyków. Mieli pójść w odstawkę jako współwinni wrześniowej klęski. Dla nich przeniesienie siedziby rządu polskiego do Nowego Jorku oznaczałoby jedno - koniec dobrze płatnych synekur w Londynie. Z dnia na dzień staliby się NIKIM! Pozbawieni pieniędzy, wpływów, kontaktów. A Sikorski nie tylko to im zarzucał. To polscy dyplomaci w Londynie rzekomo "porozumieli się", przy mocnym nacisku Churchilla, z przywódcami OUN, co miało zatrzymać dokonywaną od końca 1942 roku przez ukraińskich nacjonalistów eksterminację ludności polskiej na Wołyniu i wydali jednostkom Armii Krajowej rozkaz nieatakowania sił ukraińskich. Skutek znamy - wiosną i latem 1943 roku doszło do tragicznej w skutkach eskalacji zbrodni zwanej Rzezią Wołyńską. 
Polacy służący już Stalinowi. Generał, przepraszam, pułkownik Berling otrzymał misję utworzenia "ludowego" Wojska Polskiego w ZSRR na przełomie 42 i 43 roku. Od czasów Lenina i Dzierżyńskiego wielu Polaków (może: osób narodowości polskiej) służyło w CzeKa (tajnej policji, która "normalnie" stosowała akty terroru i skrytobójstwo), NKWD (wywiad, kontrwywiad, dywersja i sabotaż), Smierszu (kontrwywiad wojskowy) czy GRU (służba wywiadu i dywersji Armii Czerwonej). Poruszali się po całym świecie, nawet w czasie wojny i realizowali otrzymane rozkazy. Czy mogli być wtedy w Gibraltarze? Trudno powiedzieć, czy aby któryś ze stacjonujących tam oficerów polskiego wywiadu nie był podwójnym agentem. Być może nie tylko jeden... Skąd takie przypuszczenie? Ludzie wywiadu to była elita jeśli chodzi o świadomość geopolityczną i trzeźwą ocenę sytuacji. Większość z nich doskonale wiedziała, że jeśli chcą wrócić do Polski, to tylko jako współpracownicy tajnych służb Stalina. 
Polscy oficerowie z kręgu Andersa. Jak zaznaczyłem w książce, wierzę w oceny historyków, że Anders, jako bardzo honorowy i lojalny podwładny osobiście o jakichkolwiek działaniach przeciw Sikorskiemu nie wiedział ani ich nie inspirował. Ci ludzie mogli obawiać się o swój los, gdyby Sikorski porozumiał się ze Stalinem i wrócił, wraz z wojskiem do ZSRR, aby wspólnie z Armią Czerwoną prowadzić walkę z Niemcami - kto z nich by przeżył? W grupie oficerów łącznikowych i łączników stale podróżujących między Palestyną, Egiptem, Gibraltarem a Londynem mogli znaleźć się ludzie, którzy dla dobra armii i własnego bezpieczeństwa postanowili działać...
Panie Rafale, jak wcześniej zaznaczyłem - nie podejmuję się wydania choćby zdawkowego osądu, kto doprowadził do śmierci generała Sikorskiego w Gibraltarze, bo w nieszczęśliwy wypadek nijak nie wierzę. Gdyby zginęli wszyscy obecni na pokładzie - może bym i uwierzył. Tymczasem czeski pilot Eduard Prchal przeżył i wyszedł z katastrofy bez żadnych poważniejszych obrażeń a to oznacza, że samolot nie mógł "nagle runąć do wody", tylko spokojnie wodował. To zresztą potwierdzali obserwujący katastrofę z lądu brytyjscy żołnierze. Niektórzy z nich nie okazali większego zainteresowania, albowiem rzuciwszy kilka niewybrednych uwag, że oto kolejny nieudolny pilot "zaliczył kąpiel w morzu" (takie wodowania zdarzały się w Gibraltarze dość często) wrócili do swoich zajęć. Do tego dochodzą wątpliwości. Co stało się z drugim pilotem, Anglikiem Williamem Herringiem? Jakim cudem z zamkniętego samolotu zniknęło jego ciało oraz: Zofii Leśniowskiej, córki generała Sikorskiego, radiooperatora (też Anglika) Daniela Hintera, Adama Kułakowskiego, osobistego sekretarza generała Sikorskiego czy niejakiego Waltera Heathcote Lock'a, bliżej nieznanego cywila (kto w ogóle wpuszcza cywila, człowieka spoza grona tzw. VIP-ów na pokład samolotu, którym leci premier ważnego ponoć sojuszniczego kraju?). O ile był to cywil. Bo wcale nie wykluczę, że był to wprowadzony na pokład maszyny ktoś od trójki Philby - Fleming - Trevor-Rooper,  któryś z wyszkolonych przez nich agentów; ba, mógł być to nawet komandor Crabb - teza o tyle zasadna, że był specjalistą od nurkowania. Gdy samolot zaczął tonąć, uniemożliwił komukolwiek opuszczenie maszyny, a potem, korzystając z "podręcznego" sprzętu do nurkowania spokojnie obserwował śmierć współpasażerów??? Ba, nie ma do dziś pewności, ilu pasażerów była na pokładzie. 11 czy 12? Jak to możliwe w przypadku samolotu ze statusem "dyplomatyczny najwyższego znaczenia"?
Wątpliwości jest wiele, podejrzeń jeszcze więcej a Brytyjczycy utajnili wszystkie dotyczące sprawy akta do roku 2045. To oczywiście może być poczytane za dodatkowy argument przemawiający za udziałem służb Jego Królewskiej Mości w dziwnej (moim zdaniem wciąż niewyjaśnionej) śmierci generała Sikorskiego, a tym samym o odpowiedzialności Churchilla za zamach. Zdarza się jednak, że z grona podejrzanych winnym okazuje się nie ten, przeciw któremu świadczy najwięcej poszlak i dowodów, lecz ktoś, kto z pozoru no niby tam miał jakiś powód, ale tak właściwie to nic oprócz niezbyt wyraźnego i mało ważnego motywu na niego nie było.
Dla historycznej wiarygodności odnotowałem hipotetyczną możliwość zaangażowania się różnych organizacji żydowskich w zamachu na generała Sikorskiego, ale nic poza tym.
I chciałbym to raz jeszcze podkreślić - nie osądzam i nie wydaję wyroku. Do tego zobowiązują mnie moja chrześcijańska tożsamość oraz elementarne zasady sprawiedliwości prawnej. Bez udowodnienia winy przez sąd prawomocnym wyrokiem każdy podejrzany ma być traktowany jako osoba niewinna - to jedna z podstawowych norm cywilizowanego prawa i nie dopuszczam odstępstw od niej.
Wiem, że za mojego życia prawda nie zostanie ujawniona (o ile w ogóle kiedykolwiek będzie), zatem tym bardziej podstaw do wydawania jakichkolwiek osądów nie znajduję.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników,
Piotr H. "baron"