DRODZY P.T. CZYTELNICY!
Zdaję sobie sprawę, że określenie „UCIECZKA DO PRZODU” ma dla Państwa dość czytelny i bardzo współczesny kontekst polityczny – wyjaśniam jednak, że nie jest moim zamierzeniem odnoszenie się do współczesnej polityki rządów RP, działań przeróżnych partii politycznych czy „spontanicznych” akcji społecznych, które obserwowane zimnym okiem i na chłodno analizowane wydają się być doskonale przygotowane... Piszę o historii i tak pozostanie a publicystykę dotyczącą naszej współczesności i rzeczywistości pozostawiam dziennikarzom i politykom.
A teraz ad meritum. Wśród Państwa postów odnoszących się do „UKRYTYCH W NIEBYCIE” pojawiło się kilka uwag, że wprawdzie opowieść wydaje się spójna i logiczna, jednakże jest ona fikcją. Argumentujecie Państwo, że przecież na przełomie lat 1942-43 Niemcy nie mieli broni atomowej. Mało tego – Einstein informował władze USA, że w jego ocenie ich (niemieckie) prace to ślepa uliczka, którą nie dojdą do posiadania broni atomowej, zatem na taki blef z ich strony Amerykanie nabrać by się nie dali. W rakietę, i to potężną, znaczy: dalekosiężną, to może jeszcze… Tyle, że samą rakietą, nawet jeśli wsadzić w nią tonę czy dwie materiału wybuchowego, to wielkiej szkody Stanom Zjednoczonym się nie wyrządzi. Żeby była nie wiadomo jak celna. Czyli w rakietę to Amerykanie mogli jeszcze uwierzyć, lecz specjalnie to by się jej nie bali. Dlatego, zdaniem części spośród Państwa, zagalopowałem się i stworzyłem fikcję od początku do końca.
Nie wystarczyłoby gdybym napisał, że obstaję przy swoim, że właśnie tak wedle wszelkiego prawdopodobieństwa było. Postaram się przekonać Państwa konkretnymi faktami, że z punktu widzenia Roosevelta to wcale nie zakrawało na blef. Przynajmniej jeśli chodzi o bombę uranową (to znaczy taką, w której wykorzystany jest uran, niezależnie od sposobu jego „reagowania”). Zamierzam zaprezentować Państwu wynik wieloletniego szperania i przedstawię omówienie materiałów źródłowych, które dotykają sprawy niemieckich (a także amerykańskich) badań nad wykorzystaniem uranu do celów stricte militarnych.
Materiał jest bardzo obszerny - tekst drukowany to ok. 30 stron. Zbyt dużo, aby zamieścić go ciągiem na stronie, choć technicznie może to by się i udało. Dla Państwa wygody podzieliłem zatem tak długi tekst na części, z których każda będzie mogła być czytana i komentowana oddzielnie.
Zachęcam do uważnej, starannej lektury i sugeruję, aby każda z osób czytających te teksty formułowała wnioski dopiero po zapoznaniu się z całością.
Pozdrawiam i życzę udanej lektury,
Piotr H. "baron"
CZĘŚĆ 2.
Międzywojenny świat był tylko pozornie oazą pokoju. Wojna wywiadów trwała w najlepsze. Podobnie wyścig najpotężniejszych naukowych mózgów fizyków i chemików, po prostu atomistów, którym marzyło się jedno - rozerwać jądro atomu. Rozbić je i wyzwolić energię. Niezwykłą energię.
W tej części prezentuję historię tego wyścigu do 1938 roku włącznie - wojna jeszcze nie wybuchła, natomiast niemieckie osiągnięcia podziwiał cały niemalże cywilizowany świat. Tylko atomiści spoza Rzeszy byli przerażeni - wiedzieli, dokąd ta obrana przez Niemców droga prowadzi
Wszystkie materiały opublikowane na tej stronie stanowią moją własność w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Ich nieuzgodnione wykorzystywanie lub powielanie jest przestępstwem.
Piotr H. "baron"