Mówi się, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. I zapewne każdy z nas, w mniejszym czy większym stopniu, podpada pod prawdziwość tego przysłowia. Szczególnie w myśleniu historycznym. Oto kilka obiegowych przykładów.

 

Adolf Hitler był maniakiem (wręcz obłąkańcem), który postanowił podbić świat. Wszak zapowiedział to w swojej wydanej w 1925 roku książce "MEIN KAMPF".

Adolf Hitler popełnił samobójstwo w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy w Berlinie 30 kwietnia 1945 roku.

II wojna światowa w Europie zakończyła się podpisaniem przez Rzeszę Niemiecką bezwarunkowej kapitulacji w nocy z 8 na 9 maja (w zależności od strefy czasowej) 1945 roku.

 

Fakty, rzec można, encyklopedyczne i nie budzące wątpliwości. Tyle, że żaden z nich prawdą nie jest.

 

Owszem, podpisano w Berlinie akt bezwarunkowej kapitulacji Rzeszy Niemieckiej, ale bezprawnie. Jak do tego doszło? 4 maja 1945 roku w kwaterze polowej brytyjskiego marszałka Bernarda Low-Montgomery'ego podpisana została pierwsza, częściowa kapitulacja wojsk niemieckich, obejmująca Holandię, Danię i północne Niemcy. Podpisujący ten akt admirał Hans-Georg von Friedeburg posiadał pisemne upoważnienie admirała Karla Dönitza, który z dniem 1 maja 1945 roku, zgodnie z ustawą z 13 grudnia 1933 roku o zmianie ustawy z 24 marca 1933 roku o zastępstwie i pełnomocnictwach (Ermächtigungsgesetz) objął Urząd Prezydenta Rzeszy Niemieckiej. Dönitz upoważnił przy tym Friedeburga do wynegocjowania z Amerykanami i Brytyjczykami takiego porozumienia, dzięki któremu walczące z Sowietami jednostki będą mogły cofać się za Łabę i tam kapitulować, jednakże amerykański dowódca w Europie generał Dwight Eisenhower obawiał się politycznego zatargu ze Stalinem i zażądał bezwarunkowej kapitulacji wojsk niemieckich na wszystkich frontach.

Skutkiem takiego postawienia sprawy było to, że 7 maja 1945 roku nad ranem do kwatery Eisenhowera w Reims przybyli feldmarszałek Alfred Jodl oraz wspomniany wcześniej admirał von Friedeburg i, choć nie posiadali takiego pełnomocnictwa, podpisali akt kapitulacji armii niemieckiej przewidujący, że walki ustaną 8 maja o godzinie 23:01 (czasu zachodnioeuropejskiego). W imieniu ZSRR kapitulację armii niemieckiej przyjął urzędujący przy Eisenhowerze łącznik Stalina, generał Iwan Susłoparow, jednakże Stalin uznał, że tak być nie może i że "ceremonię" podpisania kapitulacji (już nie armii a całych Niemiec jako państwa) należy powtórzyć w Berlinie.

Amerykanie postanowili nie wtrącać się w organizowany przez Stalina spektakl - nawet nie wysłali do Berlina swojego przedstawiciela; wystarczyło im, że w ich imieniu akt przyjęcia niemieckiej kapitulacji podpisze brytyjski generał Arthur Tedder, jednakże wysłali tam na świadka szefa lotnictwa strategicznego generała Carla Spaatza, któremu towarzyszył dowódca 1 Armii Francuskiej generał Jean de Lattre de Tassigny.

O co zatem chodzi? Zacznijmy od tego, że Jodl nie miał prawa, bez upoważnienia Dönitza, opuścić stanowiska dowódcy wojsk lądowych a zrobił to i znalazł się w Reims, stając się przy okazji jeńcem wojennym Amerykanów. W tej sytuacji Dönitz uznał, że Jodl nie może już być na stanowisku i postanowił go odwołać. 7 maja 1945 roku, gdy Jodl podpisywał w Reims akt kapitulacji armii niemieckiej na wszystkich frontach, był już odwołany ze stanowiska! Nowym Oberbefehlshaber czyli głównodowodzącym niemieckich wojsk miał zostać feldmarszałek Ferdinand Schörner, jednakże ten poinformował Dönitza, iż rezygnuje ze stanowiska dowódcy Grupy Armii "Mitte" (środek), operującej w środkowych i zachodnich Czechach oraz we wschodniej Bawarii i północno-zachodniej Austrii. W tej sytuacji Dönitz powierzył dowództwo nad Grupą Armii "Mitte" i całą armią niemiecką najwyższemu rangą po Schörnerze generałowi Carlowi Friedrichowi hrabiemu (Graf) von Pückler-Burghauß. Kim zatem był feldmarszałek Jodl w dniu 8 maja 1945 roku? Amerykańskim jeńcem, odwołanym ze wszystkich stanowisk w niemieckiej armii. Friedeburg miał pełnomocnictwo Dönitza do podpisania kapitulacji w Lüneburgu, zrobił swoje, lecz kim był 8 maja? Także alianckim jeńcem. Trzecim z podpisujących berlińską kapitulację był generał lotnictwa Hans-Jürgen Stumpff, który 2 maja 1945 roku trafił do sowieckiej niewoli po kapitulacji Berlina. Mówiąc wprost: żaden z tych trzech niemieckich generałów nie miał prawa do podpisywania czegokolwiek w imieniu wojsk Rzeszy Niemieckiej. A tym bardziej w imieniu państwa niemieckiego, które zgodnie z Konstytucją Rzeszy (die Verfaßung des Deutschen Reichs) powinien reprezentować Kanclerz (a ten urząd piastował Johann Ludwig "Lutz" Graf (hrabia) Schwerin von Krosigk) za kontrasygnatą Prezydenta Rzeszy Niemieckiej czyli admirała Karla Dönitza. 

Prawda jest następująca: ani podpisana w Reims 7 maja kapitulacja niemieckich wojsk ani podpisana 8 maja w Berlinie bezwarunkowa kapitulacja Rzeszy Niemieckiej nie były dokumentami mającymi jakąkolwiek moc prawną. A tłumacząc to z polskiego na nasze: czy wyobrażacie sobie Państwo sytuację, w której dowódca obrony Warszawy (generał Juliusz Rómmel), Helu (kontradmirał Józef Unrug) czy Modlina (generał Wiktor Thommee) podpisuje nie tylko kapitulację podległych mu wojsk, lecz kilka dni później, już jako jeniec, podpisuje kapitulację Rzeczypospolitej Polskiej jako państwa? Po prostu przekręt, w który encyklopedie, podręczniki i poprawne politycznie opracowania naukowe każą nam wierzyć, choć jest to wierutne kłamstwo!

Akt ostatecznej kapitulacji niemieckich wojsk podpisał nocą z 12 na 13 maja 1945 roku ostatni naczelny dowódca niemieckiej armii Carl Graf von Pückler-Burghauß! Nawiasem mówiąc, dość daleki krewny mojej prababci Anne-Marie z domu hrabiów von Pückler-Burghauß (zatem i mój). Chciałem jedynie ustalić miejsce jego spoczynku (na prośbę prababci; niezależnie od tego, kim był, chciała, abym zapalił znicz na jego grobie. Od niej.), a pojawił mi się temat na książkę... 

 

Adolf Hitler popełnił samobójstwo 30 kwietnia 1945 roku w Berlinie. To także bajka. Znaleziono wprawdzie w ogrodach Kancelarii Rzeszy lekko nadpalone szczątki mężczyzny fizycznie bardzo podobnego do Hitlera, ale to nie był on. W 1972 roku w swoim raporcie Jurij Andropow, ówczesny szef KGB a późniejszy Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego czyli faktyczny władca ZSRR stwierdził, że człowiekiem ze zdjęć, którego ciało spoczywało na terenie koszar sowieckiej dywizji pancernej w Jenie (w ówczesnej Niemieckiej Republice Demokratycznej) był Gustav Veller, absolutnie doskonały sobowtór, którego szkolenie rozpoczął Reinhard Heydrich (przetrzymywał Vellera od 1940 roku w Konzentrationslager Flossenbürg; to także mało znany fragment historii. O Heydrichu wiadomo, że miał teczki na niemalże każdego ważniejszego funkcjonariusza hitlerowskiego aparatu państwowego, ale okazuje się, że dla tych najważniejszych miał sobowtóry. Dla samego siebie także). Jeśli to kogokolwiek dziwi, przytoczę słowa marszałka Georgija Żukowa, wielokrotnie, lecz tylko do czasu konferencji w Poczdamie powtarzane, że "nie ma żadnych dowodów na to, że Adolf Hitler nie żyje. On uciekł!" A mimo to wszystkie oficjalne źródła twierdzą, że strzelił sobie w głowę...

 

Przejdźmy zatem do polityki Hitlera, której skutkiem było rozpętanie II wojny światowej. 

Chciałbym na początku zaznaczyć, że nic nie usprawiedliwia Niemców jako narodu ani Rzeszy Niemieckiej jako państwa za wszystkie zbrodnie i bestialstwa, jakich NIEMCY dopuścili  się tak wobec swoich współobywateli jak i wobec wszystkich narodów Europy, którym dane było zakosztować ich panowania. Osobiście uważam, że ani Niemcy jako naród ani Niemcy jako państwo nie ponieśli żadnej kary; przed sądem postawiono nielicznych, skazano jeszcze mniej licznych, a orzeczone kary w całości dotknęły całkiem nieliczną grupkę. Chcę jedynie pokazać, że Hitler działał zgodnie z planem, który powstał w jego głowie. I wcale nie myślę o "Mein Kampf".

Przede wszystkim trzeba cofnąć się w czasie, nawet do końcowych miesięcy I wojny światowej. W Rosji wybucha rewolucja. W lutym 1917 roku Lenin i jego poplecznicy są jeszcze zbyt słabi, ale w październiku dokonują drugiej rewolucji i tworzą pierwsze na świecie komunistyczne państwo. Liczą, że rosyjski przykład rozleje się na całą Europę a zbuntowani robotnicy z Niemiec i Anglii dopomogą im w rozniesieniu idei marksizmu na cały świat. Fakt, rewolucyjne zamieszki wybuchają w Berlinie czy największych portowych miastach Niemiec, ale społeczeństwo niemieckie nie staje po stronie rewolucji. Wręcz przeciwnie; korpusy ochotnicze czyli Freikorpsy współdziałając z armią i policją dość szybko opanowują sytuację. W Niemczech rewolucjoniści nie wygrają. Ale bolszewicy nie rezygnują - ruszają na zachód, atakując powstającą Polskę. Wprawdzie wyprawa zakończy się na przedpolach Warszawy w sierpniu 1920 roku (potem Sowieci będą się już tylko cofać), ale idea nie umarła. Stalin i całe kierownictwo Rosji Sowieckiej na każdym partyjnym zjeździe powtarzają niezmiennie, że przyjdzie pora, aby ponieść rewolucję na zachód. Najpierw Europa, potem cały świat. Wie i rozumie to doskonale Józef Piłsudski, który właśnie na wschodzie widzi największe zagrożenie dla Polski; zatem czy nie wiedzą tego w Niemczech?

Otóż wiedzą, i to doskonale. Sporo napisał na ten temat Walter Schellenberg w książce "Hitlers letzter Geheimdienstechef. Erinnerungen" (Ostatni szef tajnych służb Hitlera. Wspomnienia - nie znam polskiego wydania tej książki). Według niego dosłownie na samym początku urzędowania jako Kanclerz Rzeszy Hitler i Hindenburg otrzymali od ówczesnego szefa Abwehry komandora Conrada Patziga oraz ministra spraw zagranicznych Rzeszy Konrada von Neuratha obszerne memorandum sugerujące dużą ostrożność w kontaktach z Rosją Sowiecką. Autorzy udowadniali, że Sowieci infiltrują wszystkie placówki poligonowe, które Niemcy posiadali na sowieckim terytorium, starając się przede wszystkim wykraść rozwiązania technologiczne broni pancernej i samolotów. Hindenburg nakreślił "założenia kampanii" a Hitler je skrupulatnie zrealizował. 

W 1935 roku Konstantin von Neurath, po zawarciu kolejnej czteroletniej umowy o współpracy gospodarczej ze Związkiem Radzieckim poinformował Hitlera, że sugerowane porozumienie co do rozbioru Polski może mieć zupełnie inny cel (Sowieci, także nieoficjalnie, twierdzili, że muszą odzyskać znajdujące się w granicach Polski ziemie Białorusi i Ukrainy, gdyż inaczej nie są wstanie zapewnić odpowiedniego zaopatrzenia w żywność). Neurath stwierdził jednakże, że wspólnymi działaniami wobec Polski Stalin chce przesunąć "podstawę wyjściową" do ataku na Rzeszę o dobrych kilkaset kilometrów na zachód (do linii Curzona). Szefujący od stycznia (tegoż 1935 roku) Abwehrze admirał Canaris otrzymał wówczas bardzo ważne zadanie - rozpoznać plany ofensywne Stalina. Okazja nadarzyła się niebawem - Stalin rozpoczął wielką czystkę, także w armii. Niezależnie od szacunków (czy "tylko" kilkanaście czy nawet ponad trzydzieści tysięcy oficerów), ludziom Canarisa jedna rzecz rzuciła się w oczy - większość z "usuniętych jako wrogowie ludu" oficerów byli to ludzie przestarzałego sposobu myślenia, dla których podstawą wojska była piechota i kawaleria a czołgi, artyleria czy lotnictwo miały być jedynie dodatkiem dla żołnierzy pola walki. 

Takie poglądy nie powinny dziwić - wszakże w podobny sposób myślało wielu wyższych dowódców w Polsce czy we Francji, nawet i w Niemczech większość generałów-feldmarszałków stanowili podobnie myślący oficerowie, którzy karierę rozpoczynali przed I wojną światową. Tyle, że Canaris dostrzegł, iż w miejsce tych "myślących po staremu" powoływani są nowi, którzy największe szanse widzą w operacjach dużych grup pancernych, wspieranych przez lotnictwo i zmotoryzowaną artylerię, a piechota ma dawać im ochronę, zajmować zdobyty teren i likwidować niedobitki przeciwników, którym nie udało się uciec... Hitler oniemiał - był to bowiem sposób walki ledwie co dopiero naszkicowany przez pułkowników Oswalda Lutza i Heinza Guderiana, który miał przejść do historii II wojny światowej pod mianem Blitzkrieg. Doktryna absolutnie ofensywna. Co to mogło oznaczać w przypadku Rosji Sowieckiej? Tylko atak na zachód. Na Polskę (która w ogóle nie była przygotowana do odparcia pancerno-lotniczego natarcia) i dalej na zachód. Czyli na Niemcy...

Ludzie Canarisa dotarli do szczególnej informacji. Otóż na XVII zjeździe partii bolszewickiej Stalin nie tylko przejął pełnię władzy nad Związkiem Sowieckim (stał się dyktatorem z władzą większą, niż mieli rosyjscy carowie). To właśnie wówczas zapadła decyzja, że do wiosny 1942 roku Armia Czerwona ma być sprzętowo i kadrowo przygotowana do podjęcia się zadania poniesienia rewolucji do wszystkich krajów Europy. Czyli do Niemiec także...

Hitler musiał przeprowadzić rachunek sił. Jeśli chodzi o kadry (liczbę wyszkolonych żołnierzy) wyszło mu, że nawet jak przywróci powszechną służbę wojskową w Niemczech i odbuduje kadrowo Reichswehrę, to i tak 3, może i 4 do 1 wygrywają Sowieci. Oczywiście Hitler wiedział, że na nowoczesnym polu walki nie liczba ludzi odgrywa zasadnicze znaczenie ale to, jak ci ludzie są wyposażeni. Hitler wiedział, że wystarczy dać hasło a niemiecki przemysł wyposaży armię "po przysłowiowe zęby". Technologicznie Niemcy byłyby górą, ale też i wiedział, że na liście sowieckich zakupów w Niemczech znajdowało się coraz więcej technologii maszynowo-technicznych. Oczywiście mógł wierzyć, że chodzi o np. silniki do budowy wielkich traktorów. Tyle, że takie silniki doskonale nadawały się także do czołgów lekkich i średnich... Zatem mógł jedynie domyślać się, czym będzie dysponować sowiecka armia na wiosnę 1942 roku, gdy osiągnie zdolność bojową ataku na Europę Zachodnią. Racjonalny wniosek brzmiał: na przestrzeni nadchodzących 10 lat Rosja Sowiecka zaatakuje Niemcy, które prędzej czy później ulegną.

Hitler zrozumiał, że jeśli chce dla Niemiec bezpiecznej przyszłości, musi pozyskać silnych sojuszników.  Ale nic z tego - Niemcy były osamotnione.

Anglia ma swoją Royal Navy, kontrolującą wszystkie szlaki morskie łączące ją z koloniami i terytoriami "Wspólnoty Brytyjskiej". Jej armia lądowa musi cały czas  kontrolować sytuację w obrębie tego imperium, nad którym od czasów królowej Wiktorii nie zachodzi słońce. Jest zatem rozrzucona po setkach i tysiącach placówek na niemalże wszystkich kontynentach. Poza tym Anglia jest pewna, że nikt nie sforsuje Kanału Angielskiego (czy też, jak chcą Francuzi a za nimi większość Europy - La Manche). Wystarczy jej zatem trochę piechoty w kraju. I lotnictwo, które ma za zadanie panować nad Kanałem! Anglia wojny nie chce i już! 

Francja. Ponoć najpotężniejsza lądowa armia świata. Może liczebnie, ale jeśli chodzi o wyposażenie - zacofana. Francja poświęciła fortunę na wybudowanie Linii Maginota i uważa, że Niemcy jej nie przejdą. Potrzebują swojej lądowej armii do tego, by ta, gdy Niemcy już dostatecznie wykrwawią się szturmując Linię Maginota, zadała tym cholernym Szkopom ostateczny cios i ponownie zmusiła ich do kapitulacji. Ponadto Francuzi wyciągnęli wnioski z własnej historii i uważają, że Rosji lepiej nie dotykać. Napoleon, wielki i genialny Napoleon Bonaparte poszedł na Rosję. Doszedł nawet do Moskwy. A potem... Potem przyszedł rosyjski Dziadek Mróz oraz jego nierozłączni towarzysze: Wielki Śnieg i Cholerny Wicher. I było po armii Napoleona. Zatem Rosję, w razie jakiejś wojennej zawieruchy, warto mieć po swojej stronie! Wprawdzie Rosja woli handel i współpracę z Niemcami, ale jakby co, to zawsze są Polacy! Polacy na współpracę z Niemcami nie pójdą (bo nie i już!), ale z Francją? Ależ to co innego! No wiadomo, Napoleon, Legiony Polskie, i polskie wojsko we Francji w czasie Wielkiej (bo wtedy nikt jeszcze nie nadał jej nazwy "pierwsza") Wojny. Francja może zawsze szachować Niemców, że jakby co, to jak w grze w dwa ognie - wy zaatakujecie nas a Polacy, na naszą prośbę, zaatakują was i wejdą do Berlina... A w ogóle to Francja też wojny nie chce.

Polska... Hitler z rozrzewnieniem wspomina marszałka Piłsudskiego. Z nim by się dogadał. Piłsudski też bał się Sowietów. Ale cóż, odszedł do wieczności a jego następcy są szaleni! Uważają, że Polska ma wystarczający potencjał, by w ciągu kilku lat dołączyć do światowej elity militarnej i gospodarczej.  Z zacofaną, opartą o "standardy" sprzed Wielkiej Wojny armią? Toż właśnie tamta wojna pokazała, że czas kawalerii się skończył (czas samodzielnie operującej piechoty skończył się w latach 1870-71, co Prusacy skutecznie udowodnili Francuzom), a przyszłością będą czołgi i lotnictwo! Fakt, może, ba, nawet na pewno ta polska kawaleria jest świetnie wyszkolona, ale co ona zrobi przeciw czołgom czy samolotom? No cóż, we wrześniu 1939 roku okazało się, że dzielnością czy wręcz bohaterstwem czołgów się nie zatrzyma.

Hitler otrzymał od Hindenburga szczegółowy plan "Jak zapewnić Niemcom bezpieczną przyszłość.

Po pierwsze: wziąć w Europie, co się da. Bez wojny, albo i na wojennej ścieżce. Skumulować wszystkie europejskie zasoby produkcyjne na potrzeby niemieckiej armii.

Po drugie: rzucić niemalże wszystkie siły na Rosję i doprowadzić do tego, by zajęły maksymalnie dużą jej część. Oczywiście Rusek prędzej czy później otrząśnie się i zacznie naciskać, ale trzymać go z dala od Niemiec jak długo się da. I uczynić to, zanim Rusek będzie gotów zaatakować Niemcy!

Po trzecie: wykorzystać dobre relacje brytyjsko-amerykańskie i prowadząc wojnę z Anglią doprowadzić do wojny ze Stanami Zjednoczonymi!  A potem? Potem pozwolić Amerykanom obronić Anglię, trochę później pozwolić im wylądować na kontynencie i otworzyć przed nimi wrota do Niemiec.

Po co? No cóż, tylko w ten sposób Hitler mógł sprawić, by na przeciw siebie stanęły dwie faktycznie najpotężniejsze armie świata: sowiecka i amerykańska. Jak dwa wytresowane do walki buldogi. Tyle, że ich właściciele doskonale będą wiedzieć, że w takiej wojnie zwycięzcy nie będzie. Że obie strony poniosą straty tak wielkie, iż prędzej czy później zaczną rozmawiać o pokoju. Ale niech się szykują do wojny. Niech, choćby na papierze, rozgrywają te sowiecko-amerykańskie igrzyska. Nie tylko w Polsce znane jest przysłowie "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Hitler chciał, by to właśnie Niemcy skorzystały na tym, że Sowieci na wojnę z Amerykanami nie pójdą i odwrotnie.

I tak się stało.

Czy aby nie przesadzam? Otóż wydaje mi się, że nie. Gdyby było inaczej, czy Hitler kazałby wstrzymać bitwę o Anglię? Luftwaffe była w stanie kontynuować walkę. Niemiecki wywiad donosił, że Royal Air Force, lotnictwo brytyjskie, było wówczas na krawędzi załamania. Jeszcze maksymalnie dwa tygodnie walk i ataków na lotniska, a Anglicy zostaliby praktycznie bez jednej zdolnej do walki maszyny! Tyle, że całkowite zniszczenie RAF otwierałoby  drogę do inwazji na Anglię, która większość sprzętu wojsk lądowych zostawiła na plażach Dunkierki. Anglia pada, rodzina królewska ucieka, może do Kanady, może na Jamajkę, Wyspy Brytyjskie zostają włączone do Rzeszy. Tylko jak wówczas sprowadzić Amerykanów do Europy? Skąd niby mają dokonać inwazji na Niemcy, zza oceanu? Churchill mógł wierzyć w cud i dziękować "tak nielicznym, którzy zrobili tak wiele dla tak wielu". A powinien dziękować Hitlerowi, który widział w  Anglii wielki magazyn dla sił amerykańskich w Europie.  

Że już wtedy? Że przesadzam? Otóż nie! Hitler miał już wówczas informację, że władze USA zgodziły się na wyjazd ochotników, pilotów lotnictwa USA do Wielkiej Brytanii. Dziesiątki Amerykanów latało w szeregach RAF i walczyło z Niemcami. Było zatem jasne, że wprawdzie Roosevelt sam z siebie nie wypowie Niemcom wojny, bo tego akurat kongres mu zabronił, ale wystarczy poczekać, a okazja wypowiedzenia wojny Ameryce nadarzy się z całą pewnością.

 

Dał temu swojemu przekonaniu nawet bardzo ścisły wyraz.

 

Jeżeli tę wojnę przegramy, to cała Europa stanie się komunistyczna. Jeżeli Anglicy tego nie zrozumieją i nie dostrzegą, utracą swoją hegemonię i tym samym swoje imperium. Jak dalece poza tym oddadzą się przez tę wojnę w ręce Amerykanów, tego nie można wcale jeszcze przewidzieć. Ale na pewno będzie tak, że Amerykanie ujrzą w tej wojnie całkiem niezły dla siebie, wielki interes!

 

Tymi słowami Adolfa Hitlera, wygłoszonymi 14 czerwca 1941 roku w Kancelarii Rzeszy podczas narady z kadrą dowódczą Wehrmachtu przed atakiem na ZSRR, otwieram "Ukrytych w niebycie" i stawiam proste pytanie: jak to możliwe, że na pół roku przed wypowiedzeniem wojny Stanom Zjednoczonym Adolf Hitler już wiedział, że te zostaną zmuszone do wzięcia udziału w tej wojnie, że właśnie Anglia stanie się główną bazą dla amerykańskich sił inwazyjnych na Europę i że istotnie Amerykanie staną się, po wojnie, panami zachodniej części Europy? I, niestety dla Polski i Polaków, tylko zachodniej, gdyż będąc w Moskwie w 1942 roku Churchill "sprzedał" całą Europę Wschodnią satrapie Stalinowi. 

 

Pozdrawiam wszystkich Czytelników,

 

Piotr H. "baron"